Kiedy zakładałam tego bloga miałam w zamierzeniu zrobić z niego coś w rodzaju pamiętnika. Dlatego dziś będzie trochę mojego marudzenia...
Chciałabym Wam powiedzieć jak wygląda życie na tzw. obczyźnie ( oczywiście z mojego punktu widzenia).
Często spotykam się z różnymi komentarzami na temat mojego wyjazdu. Zdecydowanym numerem jeden jest ten, z którym mają do czynienia chyba wszyscy emigranci, czyli:
'Ile tam zarabiasz?'
' A czym się przejmujesz ty masz dużo pieniędzy'
Zawsze, ale to zawsze jest poruszany temat zarobków. Fakt, tutaj zarabiając najniższą krajową jesteś w stanie jakoś przetrwać, nie pożerają cię rachunki i opłaty...
Smutne jest tylko to, że nikt nie zapyta ile kosztuje taki wyjazd... I nie chodzi mi tutaj o pieniądze. Nikt nie zapytał ile czasu 'biłam' się z myślami o wyjeździe, jak bardzo trudna była to dla mnie decyzja zostawić rodzinę, przyjaciół i wszystko, co jest mi znane. Do tej pory łzy cisną mi się do oczu gdy myślę, że tam, w Polsce jest moja mama, bracia, przyjaciółka... Tęsknię nawet za moimi zwierzakami...
Jest wiele dni gdy jest dobrze, gdy jestem w pracy, ciągle zajęta. Staram się jak najmniej myśleć o tym, że tęsknię za domem, za ojczyzną. Tutaj staram się od nowa zacząć życie, by zapewnić sobie, a później i być może moim dzieciom, lepszą przyszłość.
Jakoś sobie radzę, myślę pozytywnie, ale czasem przychodzą takie dni, że po prostu się nie da... Tak było właśnie w Święta Bożego Narodzenia i choć nie jestem za bardzo religijna, od zawsze był to dla mnie czas wyjątkowy, bo spędzony razem z rodziną.
Tutaj poczułam się strasznie samotna... i choć mój wspaniały chłopak dosłownie stawał na głowie, by poprawić mi nastrój ( za co bardzo mu dziękuję :*) za wiele to nie pomagało. Ciągle byłam smutna. Wiele było momentów gdy siedziałam zalana łzami. Początkowo sama nie wiedziałam, co jest tego przyczyną, ale później zdałam sobie z tego sprawę. Tak bardzo tęskniłam za swoimi bliskimi, a nie mogłam z nimi spędzić tego wyjątkowego czasu...
Dlatego nim ktoś znów zechce zapytać o moje zarobki najpierw niech pomyśli ile wyrzeczeń mnie to kosztuje, a wszystkim dzielącym losy emigrantów życzę pogody ducha i siły.
A ja już nie mogę się doczekać marca, gdy w końcu będę znów w mojej ojczyźnie :)
~Ela