Czyste pogaństwo!

Na temat czterech wielkich celtyckich świąt już pisałam. Jeśli jesteście ciekawi, co, znajdziecie posty tutaj:
Imbolc
Beltane
Lughnasadh
Samhain


To,o czym chcę Wam dziś opowiedzieć doświadczyłam jakiś czas temu... Jak zapewne część z Was się orientuje, co roku w Edynburgu w nocy z 30 kwietnia na 1 maja obchodzone jest właśnie Beltane- święto, które obwieszcza przejście na jasną stronę roku (nadejście lata), gdzie dni są dłuższe i cieplejsze. W tym czasie, tak jak i podczas Samhain, granice między światami się zacierają... I tak się właśnie poczułam, gdy przekroczyłam bramę Calton Hill i podążyłam ku górze. Księżyc w pełni oraz pochodnie wskazywały mi drogę... Wśród ludzi, w ciemnościach biegały magiczne istoty krzyczące i tańczące dookoła. Z dala dobiegały do mych uszu bębny wybijające starożytne rytmy... Im bliżej szczytu, tym bardziej niezwykłe stawało się to miejsce. I uwierzcie mi, to nie było zwykłe Calton Hill, które możecie na co dzień odwiedzić, będąc w Edynburgu... To był naprawdę zupełnie inny świat...


Tej właśnie nocy Majowa Królowa  uśmierciła Zielonego Człowieka, by wskrzesić go i uwolnić z kajdan ciemności, które nosił od czasu Samhain... Tej nocy magiczne istoty tańczyły wokół świętego ognia, prosząc o błogosławieństwo. Tej nocy znalazłam się w świecie magii... Nie da się tego zapomnieć... i jestem pewna, że za rok znowu przybędę  na wzgórze w tę ostatnią kwietniową noc, by znów spotkać magiczne istoty, by znów świętować nadejście jasnej części roku, by znów uwolnić się z kajdan ciemności i mroku...

Jeśli macie ochotę poczytać trochę więcej o przygotowaniach do tego festiwalu oraz o całej jego historii odsyłam Was na oficjalną stronę Beltane Fire Society 

A jeśli jesteście ciekawi co jeszcze się tej nocy wydarzyło, koniecznie zajrzyjcie na mój kanał na YT ;)

 E.

Że co?!

Tak, wiem, należy mi się porządne lanie za to moje nieregularne pisanie, a właściwie robienie taaaak ogromnych przerw w pisaniu... Sama nie wiem dlaczego tak jest. Mam jakąś dziwną tendencję do powracania do blogowania gdzieś w połowie roku, tudzież już późną jesienią i choć obiecuję, że się oprawię, przychodzi początek kolejnego roku i gdzieś w tej całej bieganinie zapominam o pisaniu, tracę gdzieś całą wenę i zatracam się w pracy... Także nic już Wam nie obiecuję, bo nie wiem jak to znowu będzie. Pisanie sprawia mi wielką radochę zawsze, ale już sami wiecie jak to ze mną jest.

Co tym razem nakłoniło mnie żeby tutaj zajrzeć? Chyba mój krótki urlop w Polsce... Przypomniał mi się czas kiedy to przeprowadziłam się do Szkocji... Kiedy zaczęłam swoją pierwszą pracę. To był początek czerwca... I jakoś tak dziwnie mi się zrobiło po powrocie z Polski. Już nie wspomnę jak straszna była droga powrotna ( za to można podziękować pewnej irlandzkiej linii lotniczej...) Ale wracając do tematu... Będąc w rodzinnym domu dopadły mnie przemyślenia z cyklu "Z pamiętnika Emigranta". Dotarło do mnie, że to już prawie cztery lata odkąd się tutaj przeprowadziłam. Muszę przyznać, że miałam bardzo łatwy i przyjemny start jak na początek życia w obcym kraju. Potem bywało różnie.. Gorzej i jeszcze gorzej, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Po wielu przejściach, moje życie zaczęło się układać i nie mogę jakoś bardzo narzekać. Poznałam wielu świetnych ludzi, z którymi się przyjaźnię. Dostałam kilka ważnych życiowych lekcji, a moje spojrzenie na świat totalnie się zmieniło... I to prawda, że życie na emigracji wiele uczy...


No, koniec marudzenia i bo nie tylko o tym ten blog jest :) W końcu mamy maj, jest pięknie, wszystko kwitnie i jest tak sielsko :) I w takim właśnie pięknym i radosnym nastroju życzę Wam wspaniałego tygodnia :)


10 najbardziej nawiedzonych miejsc w Edynburgu cz.2

 Witajcie!  Mam nadzieję, że odpoczęliście i jesteście gotowi na dalszą część naszej wycieczki po mrocznych zakamarkach Edynburga. Przygotuj...